Jarosław Kaczyński nie przyszedł do Sejmu, żeby wysłuchać, co szef MSZ ma do powiedzenia o pozycji Polski w świecie, choć to jego poselski obowiązek, nie przeszkodziło mu to jednak skrytykować go od A do Z, czym po raz kolejny udowodnił, że ma w głowie schematy totalne i zero racji.
Kaczyński nie omieszkał przypomnieć przy tej okazji, że jego brat miał poważne zastrzeżenia pod adresem Sikorskiego i Rostowskiego jako kandydatów na ministrów, oczywiście, nie wyjaśnił jakie to były zastrzeżenia, no bo wtedy bicie piany zwane insynuacją nie mogłaby się udać. Wszyscy jednak wiedzą, obaj ci panowie przemieszkiwali to tu, to tam, mają podwójne paszporty, więc nie wiadomo, którą ojczyznę kochają. Gdyby kochali Polskę tak jak sam Jarosław, to ten drugi paszport już dawno by zjedli, a każdego dwu- lub trójpaszportowca podejrzewaliby o nielojalność wobec Polski jak to czyni sam Kaczyński. Jak kochać Polskę, to tylko podejrzewając innych. Miłość do Polski pozbawiona podejrzeń jest w najwyższym stopniu podejrzana. To nie miłość, to spisek. To Sikorski z Rostowskim razem wzięci. Dwie zdrady w jednym.
Trzecia nosi nazwisko Buzek. Jaki tam z niego szef europarlamentu? - pyta Kaczyński. Przecież musieli tam w końcu postawić na kogoś ze Wschodu, więc w tym ślepym berku trafiło akurat na Buzka, ale jaka w tym jego zasługa? Kaczyński nie powinien się nad tym dłużej głowić. Wszyscy wiemy jakie on sam ma szanse na to, żeby zostać ministrem finansów albo szefem MSZ, albo szefem europarlamentu. Polskie i zagraniczne partie już się do niego pchają drzwami i oknami, żeby go zatrudnić na ważnym stanowisku i obdarzyć prestiżem dwukrotnie większym niż Buzka, a za nimi już czekają w kolejce tabuny lektorów i lektorek, żeby Jarosława w try miga nauczyć jakiegoś języka przed tą ciężką pracą. Nie czekają? Ano właśnie.
