madd madd
808
BLOG

Smok i Dratewka. O Majchrowskim

madd madd Polityka Obserwuj notkę 5

Derby w Krakowie. Majchrowski z Kracikiem. Ten pierwszy po dwóch kadencjach w grodzie Kraka, ten drugi po kilku kadencjach w ośmiotysięcznych Niepołomicach, gdzie wyhodował pótora tysiąca firm i przyhołubił DHL, MAN-a i Coca-Colę. Co jeszcze ich różni? 

Rozwój. Kracik ma tę przewagę nad Majchrowskim, że o globalnych firmach w Niepołomicach wie każdy Krakus, a talentach biznesowych Majchrowskiego nikt nigdy nie słyszał. Za Majchowskiego wypiękniały ulice, galerie handlowe i operetka, czyli miejsca, w których można wydawać pieniądze, natomiast miejsca, w których trzeba je zarabiać, rozwinęły się dzięki Filipiakowi (Comarch), Zdebskiemu (Krakchemia) i innym, a nie dzięki Majchrowskiemu. Stan ulic jest taki, ze z roku na rok coraz trudniej przejechać przez miasto i wjechać do niego, zwłaszcz wtedy, gdy się rano jedzie zarabiać na życie.
Miasto ma swój potencjał rozwojowy, są nim liczne uczelnie, tyle że Majchrowski jako profesor zrobił dużo, żeby obniżyć ich poziom. Jego macierzysty wydział, Prawo UJ, rzadko promuje doktorów (ponoc są lata, kiedy tylko pojedyncze osoby zdobywają stopnie powyżej mgr), a jego umiłowane dziecko, prywatna szkoła wyższa na Zabłociu, nie różni się poziomem od szkół samorządowych stojących w miastach powiatowych. W sprawie współpracy uczelni wyższych, programów badawczych na światowym poziomie, laboratoriów kooperujących z najpoważniejszymi ośrodkami i najbardziej innowacyjnym przemysłem Majchrowski nie zrobił o ile mi wiadomo nic, więc jest w tym zakresie gorszy od Kracika, który jako skromny inżynier zrobił więcej niż można sobie wyobrazić w swoich Niepołomicach. Przecież nie po to ludzie wybrali prof. Majchrowskiego, żeby umiał wygłaszać okrągłe zdania po polsku, bo do tego habilitacji nie potrzeba, ale po to, żeby zadbał o biblioteki i naukę. Jako prezydent nie miał żadnej władzy nad rektorami, ale mógł się z nimi regularnie spotykać i tworzyć płaszczyznę do takiej współpracy, jaką miasto mogło koordynować, jako gospodarz miejsca i organ prowadzący szkoły niższego szczebla, a więc standaryzować wymogi kwalifikacyjne wobec kandydatów na studia, inicjować wymianę międzyuczelnianą (studentów, kredisów, biblioteczną), wznosić nowocesne biblioteki, informować o potrzebnie tworzenia nowych kierunków i specjalizacji (kto jak nie miasto powinno wiedzieć jakich tu rąk do pracy potrzeba najbardziej?), promować Kraków w świecie jako świetne miejsce do zdobywania wiedzy (Grażyna Leja, zastępczyni Majchrowskiego, troszczyła się głównie o tanie linie lotnicze dowożące kientów do barów, z hotelami poszło jej gorzej), no i najważniejsze – sprzyjać tworzeniu innowacji w R&D (Research and Develompment).
Majchrowski nie mógł sam stawiać laboratoriów i zapełniać ich inżynierami, bo takich kompetencji i środków mu brak, mógł jednak wysoko postawić problem R&D wśród priorytetów Krakowa i skłonić swoich uczelnianych kolegów do współpracy, a tego nigdy nie zrobił. Sale konferencyjne, które z taką dumą u siebie otwierał, nigdy nie zapełniły się uczonymi, którzy z jego inicjatywy zajęliby się R&D na światowym poziomie z jakimś konkretnym skutkiem. Nad kwestiami prawnymi czy miejskimi też tam nigdy zresztą nie obradowano. Można zatem postawić tezę, że Majchrowski jako profesor zrobił wiele, żeby wykorzystać swoją profesurę do usypiania i neutralizowania srodowiska naukowego, a nie do wprzęgnięcia go do pracy na rzecz dobra wspólnego w murach miasta.
Nie słyszałem o żadnej inicjatywie Majchrowskiego na rzecz pracy na jednym etacie publicznym, czy w ogóle na jednym etacie, co w każdej przyzwoitej globalnej firmie jest bezwzględnym standardem. Majchrowski tego nie robił, żeby nie osłabiać własnej marnej szkoły i nie drażnić środowiska, z którego się wywodzi. Jednym z jego kolegów, był dyrektorem liceum i dyrektore domu kultury, zatrudniony ponoć jeszcze gdzieś tam. Warto sprawdzić ilu ludzi w urzędach miejskich pozwala sobie na taką wieloetatowość i czy są jakieś dowody na to, że ci genialni ludzie rzeczywiście cokolwiek pożytecznego dla miasta robią, bo wydaje mi się, że łatwo możn znaleźć fotografie prasowe, na których ci ludie mimo wszystko wyglądają na wypoczętych i zrelaksownych, choć legalnie rzecz ujmując już dawno powinni się byli zapracować na śmierć.
 
Kultura. Czy poza Wyspiańskim zawdzięczamy Majchrowskiemu jakieś ciekawe muzeum lub jakiś festiwal na przyzwoitym poziomie, wyjąwszy może Misteria Paschalia? Zawdzięczamy mu (i nigdy nie zapomnimy), że wykolegował poległych krasnoamiejców spod Barbakanu, ale to zrobił dawno temu, gdy był wojewodą.
Krakow jest podobny do Bazylei, światowej rekordzistki w liczbie muzeów na jednego mieszkańca, ale świat się rozwija i szuka nowych jakości. Nie wystarczy pokazc dziecku Hołd Pruski, trzeba to zrobić tak, żeby nawet cudzoziemskie dziecko zrozumiało o co chodzi na tym płótnie. Multimedia, interakcja, zabawa, rozrywka dla całej rodziny. Żadne muzeum w Krakowie nie jest nawet w połowie tak nowoczesne, jak nakazuje dzisiejszy europejski standard. Nie byłem w nowych Sukiennicach, ale przypuszczam, że jesli tam się coś udało, to Zosia Gołubiew nie jest przecież żadną zasługą Majchrowskiego, bo to placówka resortowa, nie miejska.
Trudno o bardziej multimedialnego artystę niż Kantor, ale gdzie on sie podział ze swoimi płótnami i rupiecimi? Wiem, że Kantor jest teraz pod marszałkiem, tyle tylko, że miasto wciąż nie chce oddać marszałkowi budynku przy Teatrze Starym, bo woli tam mieć dochody z baru niż nową Cricotekę.
Szczurek w Gdyni i Dutkiewicz we Wrocławiu z niczego stworzyli nowe marki w kulturze (festiwal filmowy, nagroda Angelus). Majchrowski ma w mieście kultury więcej niż ktokolwiek w Polsce, a o żadnej liczącej się w Europie marce z jego udziałem nie słyszałem i boję się, że gdyby on ze swoimi specjalistami od kultury typu Dziedzic wziął się do pracy, to by z tego był wstyd na całą Europę, a nie marka. Warto to o to wypytać i nie pozwolić, żeby się wykręcał sianem. Ten, kto go przyciśnie do muru, musi mieć wizję i jasno zarysowany cel, musi położyć go na łopatki pokazując szczegóły drogi do celu.
Festiwal Kultury Polskiej (bo Żydowskiej już jest), Konkurs na scenariusz historyczny (niekoniecznie z Krakowem w tle), a może festiwal Teatr za zycie. Osterwa Kantor Kotlarczyk  (ci trzej robili tu teatr pod butem Hitlera, za co groziła kara śmierci, bez nich nie można zrozumieć polskiej kultury, ani Wojtyły). Prezydent tego miasta musi mieć takie lub sto razy lepsze projekty, bo bez nich w ciągu paru lat zamieni Kraków w jeszcze większy zaścianek.
 
Biznes i praca. Metropolia jest centrum regionu, ale pod warunkiem, że można do niej błyskawicznie doleciec i dejechac. Dzisiaj Kraków rozwija się tak, jakby myślał tylko o  Angliku przylatujący tu od czasu do czasu na piwo. Ludzie dojeżdżający codziennie do pracy nie są priorytetem komunikacyjnym miasta, więc stoją w korkach. Nie muszą jechać z krańca Małopolski, wystarczy, że chcą się dostać do centrum z Proszowic. Jadąc autem o siódmej rano nie napotkają po drodze żadnego policjanta. Po co policja w mieście? Po co straż? A przecież policjant z lizakiem szybciej rozładuje korki w godzinach szczytu niż najmądrzejsze światła. Jak się nie ma na drogi i mosty to trzeba mieć przynajmniej na policję.
Biznes to także pozwolenie na budowę. Czas jego uzyskiwania można łatwo zmierzyć i porównać z czasem w Niepołomicach lub gdziekolwiek. W Krakowie wydaje się tych pozwoleń mało i wolno, bo nie ma, jak wszędzie, kompletnego planu zagospodrowaia (a może już jest, tylko ja nic nie wiem?).
Biznes to także sprawność administracji. Majchrowski zwiększył lawinowo zatrudnienie w magistracie, a czy skrócił tym samym kolejki po papiery i pieczątki?
Biznes to cena wynajmu lokali i biur, koncentracja w danej branży, dostępność rąk do pracy z odpowiednimi kwalifikacjami, a wreszcie liczba użytecznej myśli technicznej, czyli dostępnych na miejscu patentów. W tej ostatniej materii można stuknąć Majchrowskiego na amen, bo w Krakowie patentów prawie nie ma. Można je zliczyć na palcach kilku rąk, a te zarejestrowane w Europejskim Urzędzie Patentowym liczyć na sztuki.
W Krakowie jest wielu dobrych medyków, a usługi medyczne to także biznes. Czy Majchrowski certyfikuje swoje szpitale tak, żeby mu Niemcy przyjechali do Krakowa za zdrowiem, a lekarze nie uciekali do Anglii za pieniędzmi?
Filipiaka należy wypytać o resztę, bo w dziedzinie outsourcingu, ściągania do Krakowa usług księgowych i informatycznych z innych kontynentów on jest największym specem. Tyle tylko, że to potrafią dzisiaj kraje znacznie biedniejsze od nas, więc firmom takim jak ComArch trzeba pomóc się unowocześnić, bo za parę lat przestaną być globalną atarakcją. Majchrowski przypuszczam nawet nie wie, co Filipiak robi, a zapytany o nowy biznes oparty na wiedzy, będzie się chętnie zasłaniał stadem utytułowanych kolegów z AGH. Podobnych obrońców ancien regime'u należy wtedy wypytać o liczbą kontraków z dużymi firmami, liczbę patentów i o dochody polskiego państwa z podatków od technologii, jakie udało się im sprzedać. Nie będą mieli nic na swoją obroną.
 
Tradycja. Kraków jest ważnym punktem na mapie polskiej wiary, a ostatnio także korupcji tej wiary, o której Majchrowski dowiaduje się zazwyczaj jako ostatni. Ze dwa lata temu skrażył się, że się pobiegnie do Tryb. Konst. na Komisję Majątkową, ale już następnego dnia pobiegł do Kardynała, żeby go zapewnić, że to nie z nim walczy, tylko z korupcją. Media złapały go pod kurią pokornego jak trusię. Nagle po dwóch latach Majchrowski przypomniał sobie, że go wtedy zbeształ rzecznik kardynała, niejaki Nęcek (szczegóły w prasie). Miał nazwać działania Majchrowskiego atakiem na Kościół. Majchrowski wtedy nic o tym nie mówił. Mówi teraz, kiedy ABW aresztowała pełnomocnika księdza Fidelusa, niejakiego Piotrowskiego.
Czy Majchrowskiemu można w tej sprawie wierzyć? Czy on nie kreuje się w oczach Krakowian na nowego szewca Dratewkę, obrońcę miasta przed krwawym smokiem, Kościołem katolickim? Jeśli wiedział o nieprawidłowościach, to dlaczego nie słał od razu zawiadomień do prokuratury? Dlaczego utyskiwał na Komisję Majątkową, groził jej rewizją w Trybunale Konstytucyjnym w sprawie kawałka ziemi w Bronowicach, którą zamierzał ponoć zadysponować na rzecz Kościoł MON, a nie rzeczona Komisja? Czy Majchrowski nie broni przypadkiem miasta przed smokiem, którego sam pracowicie hoduje? Czy szef MON mógłby rzeczywiście oddać komukolwiek ziemię w Krakowie w zamian za majątek zabrany kiedyś w Lublinie? Przecież to nie ta ziemia, nie to miasto, nie ta sprawiedliwość, a poza tym tu jest okręg wyborczy Klicha i chętnych na ziemię w Bronowicach więcej niż wyborców, zaś Klich na pewno nie jest politycznym samobójcą.
 
Na mój rozum ta parada Majchrowskiego to antyklerykalizm na poziomie Jerzego Urbana. Łatwo to można odczarować. Warto sprawdzić ile ziemi stracił Kraków na rzecz Kościoła, bo coś mi się wydaje (choć nie mam tu pewności), że są to tak małe ilości, że ów smok sam pęknie ze śmiechu.
 
 

Polecam na podobny temat Gadowskiego.

madd
O mnie madd

Są tylko dwa typy ludzi. Ci, co dzielą ludzi na dwa typy, i ci, co tego nigdy nie robią

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka